bardzo rzadko wpadam, ale ostatnio zwabiony zajrzałem i łza w mym błękitnym oku się zakręciła na wspomnienie dawnych lepszych czasów. Cóż, ciur jakiś zapanował u mnie i nijak się nie mogę uwolnić od niego. Jak jednego jakoś usidlę, to zaraz drugi wyskakuje…
Widząc, że stara ekipa żyje i ma się dobrze,wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Ponieważ większość, jak nie wszyscy, doczekali się pociech, niektórzy jak Chris mają już pewnie wnuki, to może jakiś zlot wielopokoleniowy? Póki jeszcze latorośle zechcą ze „starymi” gdzieś jechać…
A tak w ogóle, to pozdrawiam wszystkich serdecznie. Sernik na parapecie, kawa w dzbanku…