Baloo, żegnaj

nie potrafię wyrazić, co me serce czuje…

nieznajomy, znajomy, nigdy nie widziany przyjacielu,

literki poskładane, zostaną na forum,

garstka przyjaciół wiernych,

wielce zasmuconych,

kilka wątków zaczętych,

nigdy nie skończonych,

jakiś limeryk w szufladzie

dwa oceanogramy,

kilka łez, kilka westchnień,

i my wszyscy i jakos tak głupio i straszno…

Re: Smutny Sasza

Po czym poklepała go po ramieniu.

– Byłoby szkoda, gdyby taki kawaler się zmarnował, prawda?

Siedziałem w milczeniu i jadłem moją karmę, kiedy nagle usłyszałem, jak moi gospodarze krzyczą: „O, Boże” (b.Olga) i „O,k…a” (Sasza). Moją uwagę przykuła gazeta, którą trzymała w ręku babcia Olga.

T.B.C. 🙂

Re: Smutny Sasza

Sasza położył się spać, ja też.

Następnego dnia, obudziła nas jak zwykle babcia Olga szykująca śniadanie.

– Co się dzieje, Saszeńku kochany? – spytała, kładąc przed wnusiem świeży chleb z masłem, serem, szynką i plasterkiem kiwi? (codziennie zbiegała do piekarni, aby dostarczyć Saszy świeże pieczywo).

Sasza mruknął coś pod nosem. Babcia jednak nie ustawała.

– A co zjesz na obiadek, kochanie? Może trochę kotleta? Mięso ma dużo białka, a białko jest dobre na masę… zamiast tych odżywek – tutaj spojrzała na niego stanowczo – mam nadzieję, że nie kupujesz już tego świństwa?

– Nie – odparł Sasza – Nie… dodał pewnym głosem, prostując się, żeby dodać sobie odwagi.

– To dobrze – odparła babcia.

Re: Smutny Sasza

– Widzisz, Suli, ten Marek jest z nadzianej rodziny. Jest przy kasie, kapujesz?

potem nastąpił niezwiązany z tematem wątku strumień świadomości na temat Suki, jej zapotrzebowania finansowego oraz znajomych. Po czym Sasza wrócił do głównego toku myśli.

– Ktoś mu zrobił krzywdę, znaczy się, piznął czymś w łeb.

Zawarczałem, aby wyrazić swoje oburzenie.

Sasza pochylił się nade mną i ściszył głos:

– A wiesz, co jest najgorsze? On nic nie pamięta…

Re: Smutny Sasza

Po czym zaczął mi klarować całą historię. Przyznam się, że po tym, kiedy odnalazłem Marka, nie przyszło mi na myśl zainteresować się jego dalszymi losami. Tymczasem Sasza opowiadał – przyznam, że doświadczyłem nieco trudności, próbując go zrozumieć. Mój gospodarz miał dość mocną głowę, ale i tak wypił po wszystkim tyle napojów wyskokowych, że zaczął przejawiać tendencję do potrząsania głową, używania zbyt wielu wyrazów o charakterze obraźliwym oraz dziwnie tracił wątek.

– Dobrze, że chociaż metanolu na weselu nie podali! – pomyślałem

Re: Smutny Sasza

Po męczącym dniu Sasza zabrał mnie do mieszkania. Zjedliśmy kolację przygotowaną przez babcię Olgę, potem Sasza poszedł się umyć (babcia pomogła umyć mu plecki).

Już miałem kłaść się spać na moim posłaniu, pomiędzy pustymi puszkami a szalikami w barwy wojenne, kiedy Sasza głośno westchnął.

– Z tym Markiem, to jest, kurna, dziwna sprawa.